-Ambitne imię mu nadałeś. Aragorn, tak rzadko spotykane- powiedziałem z uśmiechem, a potem dodałem. -Możemy wyruszać, a potem czekać na posiłki lub też zatrzymać się u mnie. Pewnie i tak jesteście zmęczeni podróżą. Usłużę wam jadłem i ciepłymi łożami.
Offline
- Bardzo miło z Twojej strony, ale sądzę, że znajdę sobie miejsce dla siebie gdzieś indziej - powiedziałem srogo patrząc na Templariusza, wciąż mu nie ufałem - Widzimy się jutro, Panowie. Miłej nocy - dodałem i spokojnym krokiem odszedłem.
Ekwipunek:
- 2x Ukryte Ostrze
- Miecz Altaira
Ubiór:
- Strój Asasyna
- Maska
Offline
-Nie przejmuj się nim Ziron, on taki jestem, odkąd go znam.... Samotnik....To teraz...- Aragorn położył rękę na ramieniu Zirona:
-Daj mi kufel dobrego piwa, i sypialnię z wielkim łożem-i uśmiechnął się spod swojej dość bujnej, i lekko posiwiałej brody
Offline
-Chciałem go do siebie przekonać, ciebie nie muszę. Dam ci jakieś rozcieńczone piwo i siano w stodole. Sypiałeś przecież w gorszych warunkach, prawda?- odpowiedziałem z uśmiechem. -A tak na poważnie, coś się znajdzie lepszego niż to co ci przed chwilą opisałem...- powiedziałem i ruszyliśmy do Willi.
(Myślę, że szybciej byłoby zrobić dziurę i ominąć opisy naszego jedzenia, gadania, chlania itd. i wyruszyć ;D)
Offline
Przybyliśmy na koniach do willi. Nie chciałem stracić swej rodziny, więc miałem nadzieję, że nie będzie za późno.
Offline
Wbiegliście do willi. W srodku, stał Mistrz, trzymający Gimel miecz przy gardle. Mówił do Zirona:
-Zanim cokolwiek powiesz, jestem doporny na działanie FE. Mathenowi też nie radzę atakowac...-z różnych wyjść powychodzili żołnierze z kuszami. Było ich jakiś 10 w środku
-Chciałem ich zabić tak samo, jak rodzinę Aragorna, ale mało było w tym satysfakcji...Patrzeć komuś w takiej sytuacji w oczy.... Bezcenne... Więc, sprawa jasna... Odpuśćcie i oddajcie mi swoje FE, a nic nikomu się nie stanie.... Aragorn nie mógł niczego uniknąć, i tak miałem z jego rodziną za dużo porachunków....Jeszcze tylko znajdę tę jego małą smarkulę....A potem wykończę jego.....To jak, Mistrzowie?
Offline
-Jakie jest prawdopodobieństwo, że ty jako czarny charakter, weźmiesz fragmenty i sobie pójdziesz zamiast wziąć je, a potem zabić moją rodzinę, aby cieszyć się moim praz Aragorna bólem?- spytałem. Było jasne, co zrobi. A lepiej było poświęcić rodzinę niż żeby zdobył więcej fragmentów. Byłaby to dla mnie wielka strata, ale świat jest ważniejszy. Poza tym, jego kusznicy nie musieli być odporny na wpływ...
Ostatnio edytowany przez Ziron (31-12-2012 22:51:34)
Offline
-Długo się wachasz....A moje ostrze, łaknie krwi...-powiedział Mistrz, kiedy nagle, zza waszych pleców, w rękę Mistrza z mieczem, powędrował bełt od kuszy. Na nieszczęście, zatrzymał sie na zbroi. Szybko zareagowałeś, i ogłupiłeś strażników Pastorałem, Gimel, pobiegła w twoje ramiona. Zza Was wybiegł Aragorn, goniacy Mistrza. Wybiegli za willę, a wy za nimi. Nigdy nie widziałeś takiej furii. Aragorn był niepowstrzymany. Szybko zabijał przeciwników sztyletem lub ostrzem, i biegł dalej. Mistrz, z ranną nogą i ręką, zaczał sie już bać. Wsiadł jednak na konia, po czym zostawił Aragorna, z trzema cieżkozbrojnymi. Szał Aragorna jednak trwał, i ledwo po odjeździe Mistrza, wszyscy leżeli trupem. Aragorn wsiadł na konią, krzycząc do Was:
-Dalej!
Offline
- Widzę, że dzisiaj to Wy pracujecie dla mnie. Ja tu tylko ładnie wyglądam - dodałem, gdyż nie mogłem się powstrzymać od skomentowania całej sytuacji. Ruszyliśmy na koniach za mistrzem. Czułem, że jesteśmy już blisko pokonania go.
Ekwipunek:
- 2x Ukryte Ostrze
- Miecz Altaira
Ubiór:
- Strój Asasyna
- Maska
Offline
-Zostań tutaj, nic złego się nie stanie. Weź to, ale nie używaj póki nie zajdzie potrzeba. Musisz trzymając to użyć swojej wyobraźni, a potem skupić się. Ale nie używaj to póki nie znajdziesz się w niebezpieczeństwie!- powiedziałem po czym dałem jej jabłko. Ucałowałem ją szybko, po czym wskoczyłem na konia i ruszyłem za towarzyszami.
Offline
Wróciłem na koniu do Willi. Zszedłem z konia i kuśtykając wszedłem do budynku. Wszystko było uprzątnie, nie było śladów po ciałach. Odnalazłem Gimel, ucałowałem ją, po czym spytałem o sytuację. Streściła mi wszystko, w tym, iż przybyli tutaj kilku Templariuszy, aby pomóc oraz, iż jabłko nie było potrzebne. Wziąłem je od niej, a następnie powiedziałem:
-Musimy wyruszać do Akki. Bez pytań i dyskusji, wyjaśnię po drodze- powiedziałem, a Gimel zaczęła się pakować oraz wzięła dzieci. Samemu przygotowałem drugiego konia. Gdy moja rodzina już się pojawiła. Usiedliśmy na koniach i ruszyliśmy do Akki.
Offline
Jadąc konno wyłoniłem się zza horyzontu. Ujrzałem swój dom, miejsce gdzie czekała na mnie rodzinna. Ścisnąłem nogami boki konia, zwiększając nieco prędkość. Tam czekał na mnie mój dom
Kilkanaście lat później
Minęły lata. Czas nie sprzyjał mi, sprawiając, że robiłem się coraz starszy. Przede mną zmarła ma żona Gimel, a dzieci już dorosły. Zostałem sam, nie licząc Templariuszy. Jednakże nie mogłem już dłużej uprawiać wojowniczego rzemiosła, a tylko to za biurkiem, jako przywódca Templariuszy. Najpewniej, byłem jednym z nielicznych, którzy dożyli tego wieku mając taką funkcję. Właśnie siedziałem za biurkiem odpisując na list Mistrza Templariuszy z Anglii, gdy do mego biura wszedł cyrulik.
-Panie, wzywałaś mnie?- spytał.
-Tak. Nie jestem już w stanie pełnić funkcji mistrza już dłużej. Teraz czas na ciebie, abyś mógł uzyskać pełnię władzy.
-Ale Mistrzu...
-Żadnych "ale". Rządź dobrze i mądrze. W szafce jest list, który daje ci władzę. Tymczasem, bywaj. Wyruszę w ostatnią podróż- powiedziałem wstając.
-Dobrze Mistrzu- odrzekł cyrulik. Uścisnął mi dłoń, po czym wyszedłem z Willi. Osiodłałem konia, wziąłem juki i ruszyłem w ostatnią podróż. Ale to już inna historia...
Offline